wtorek, 21 lutego 2017

Lo que sera... sera!

Lo que sera... sera, czyli będzie to, co będzie. Z takim nastawieniem Mimy zaczęły zwiedzać Meksyk. Jakoś takie mało przygotowane tu się zjawiły...

Eksploracja kraju, słynącego z tequili i szerokich sombrero, rozpoczyna się na Jukatanie (Yucatan), gdzie Mimy z Hawany lądują od razu w domu Irvinga, poznanego dzięki stronie Couchsurfing. Ten Meksykanin-Yucateco pomieszkiwuje sobie ze swoja żoną Eliska (z bratniego narodu słowackiego) w "białym" mieście Merida. Otwartość i spontaniczność Irvinga doprowadziła do tego, że Mimy dały się ponieść nurtowi wydarzeń i zostały z nim ponad dwa tygodnie. Eliska w tym czasie poleciała marznąć do Europy.

Cenote
Płaskorzeźba z piramidy w Acanceh. Żeby ją zobaczyć Mimy z Irvingiem włamały się na teren piramid

Mimy witały początek roku z rodziną gospodarza, robiąc o północy samochodowy rajd po Meridzie i oglądając płonące, strzelające petardami los muñecos. Meksykańskie wybuchowe lalki reprezentują el Año Viejo (Stary Rok) i najczęściej mają postać naturalnej wielkości starca siedzącego na krześle. Zwyczaj ten, znany jest w prawie całej Ameryce Łacińskiej i wywodzi się z wierzeń i obyczajów hiszpańskich. Mimom przypomina trochę topienie marzanny:) Ogień i efektowne spalenie wypełnionej materiałami wybuchowymi kukły, symbolizuje oczyszczenie oraz radosne powitanie tego, co Nowe.

Z tym, że tym razem, wszyscy Meksykanie celebrując Nowy Rok, wiedzieli, że jego pierwsze dni przyniosą im duże podwyżki. Zdrożało nie tylko paliwo, ale właściwie wszystko. W Meksyku zrobiło się trochę nieciekawie. Ludzie zaczęli protestować. Zajmowali stacje benzynowe, sklepy, bramki na autostradzie, urządzali blokady na drogach...

Według wierzeń Majów, człowiek powstał z kukurydzy
Powyższe obrazy można znaleźć w Palacio del Gobierno w Meridzie 

Półwysep Jukatan należy jednakże do najbezpieczniejszych regionów kraju. Wszelkie perturbacje raczej obchodzą go bokiem. Ludzie mieszkający tu są raczej łagodni i radośnie nastawieni do życia. Niemniej dla nich również, podwyżki cen, to powód do zmartwień.

A Mimy w całym tym bałaganie, zwiedzały jukatańskie miejscowości i wioseczki, poznawały przyjaciół Irvinga. Goszczono je zawsze z otwartymi rękoma i nigdy nie obyło się bez poczęstunku, na który składało się lokalne jedzenie. To Mimom się bardzo podobało. Mniam, mniam, picante!

Pewnego razu odwiedziliśmy niejakiego Adana w Ciudad del Carmen, który odkrył przed Mimami perspektywę wcinania tamtejszych krabów. Towarzystwo miało nie lada uciechę, widząc błyszczące oczy jednego z Mimów bez umiaru napychającego się wnętrzem tych morskich stworzeń. Mim nie mógł skończyć jeść, bo widząc jak bardzo docenia lokalne specjały, co raz nakładano mu nowe porcje.

Wykopywanie jedzonka warzącego się w ziemi
Oto dzieło teścia jednego z przyjaciół Irvinga

W styczniu Merida aż tętniła życiem kulturalnym. Miasto w tym miesiącu obchodziło swoje urodziny, a że dodatkowo zostało wybrane na amerykańską stolice kultury w roku 2017, oferta wydarzeń była przebogata. Można było pójść do teatru, na koncert i el noche del baile (noc tańca), wykłady i warsztaty, wszystko za darmo, dostępne i ciekawe.

Po raz pierwszy odbył się tu również Festival de Globos (Festiwal Lutów Balonem). Irving był bardzo zafascynowany imprezą, kupiliśmy bilety i... jak połowa mieszkańców Meridy udaliśmy się samochodem w stronę aerodromu, gdzie wydarzenie miało miejsce. Efektem był ciągnący się ponad 5 km korek, frustracja naszego gospodarza i zmiana planów. Zamiast na festiwal pojechaliśmy do Progreso, na pobliską plażę, napić się piwa. Organizatorzy wydarzenia nie przewidzieli takiego nim zainteresowania i nie byli przygotowani na takie oblężenie. W Meridzie nie działa zbyt dobrze miejska komunikacja, nocna właściwie nie istnieje, stąd morze samochodów i zawiedzionych niedoszłych uczestników imprezy, którzy, po ciągnącym się w nieskończoność staniu w korku, nie mieli, gdzie zaparkować swojego auta.

Generalnie w Meksyku, również na prowincji, dużo się imprezuje. Raz trafiły Mimy na typowa dla regionu fiesta vaqueria, podczas której jeden z nich ubrany został w tradycyjny strój Yucatecos i nawet trochę, w rytm muzyki, podrygiwał.

Mim w tradycyjnym stroju Yucatecos
Trzy pokolenia Yucatecas i Mim
Vaqueria

Fiesta odbyła się w Timucuy. Poniżej wideo, co prawda z ubiegłego roku, ale dobrze oddaje klimat imprezy. Mieszkańcy okolicznych wiosek ubierają się w zwyczajowe jukatańskie stroje i tańcują la jarana (styl tańca z regionu) do białego rana przy dźwiękach orkiestry na żywo.


Dzięki Irvingowi, Mimy mogły zwiedzać nieturystyczne cenotes*, którymi usiany jest prawie cały półwysep Jukatan. Bezpłatne lub za niewielka oplatą zawsze mieliśmy taką cenote tylko dla siebie, bez tłumów. Były tylko Mimy, ich przyjaciel i czasami gromadka nietoperzy.

*cenotes - tego określenia, które pochodzi z języka Majow, używa się tylko na Jukatanie. Są to naturalne studnie, jaskinie, zbiorniki z krystalicznie czystą woda, wyżłobione w wapieniu i utworzone prawdopodobnie podczas ostatniego zlodowacenia. Mówi się też na Jukatanie, że powstały one w skutek uderzenia meteorytu, który przyczynił się do wyginięcia dinozaurów... hmmm... jedno jest pewne ten meteoryt spadł w zatoce Meksykańskiej, tuż obok półwyspu.

Dla Majów cenotes, były przede wszystkim źródłem wody pitnej. To także miejsca święte, portale do innego świata, świata ich bogów, Przy zbiornikach często składano ofiary, także ludzkie, prosząc boga deszczu i grzmotu Chaak o łaskę, obfitość, wodę i deszcz.

Cenotes są zwykle bardzo atrakcyjne wizualnie i na dodatek każda jest inna. Panujący na Jukatanie upal i ich krystalicznie czysta woda zachęca do kąpieli lub, jeśli są głębokie (a bywają niepokojąco głębokie), do nurkowania. Działają jak magnes na turystów, dlatego do wielu z nich wstęp jest płatny i to nie malo. Na szczęście jako, że szacuje się, że na półwyspie jest ich około 10 tysięcy, nie jest tak trudno znaleźć jakąś mniej komercyjną lub całkiem dziką. Trzeba tylko pytać.

Copyright 2014-2020 by mal_chiste. All rights reserved.