niedziela, 19 lutego 2017

La Habana

Do Hawany dotarliśmy wieczorem z Viñales i od razu zostaliśmy uraczeni Kolacją Wigilijną po kubańsku. Pyszna była, choć bazowała na pieczonej śwince, a Mimy raczej mięsa unikają.

Charakterystyczny biały ubiór, to cecha wyznawców santerii - synkretycznego kultu,
 który wywodzi się z wierzeń afrykańskiego plemienia Joruba.

Wbrew początkowym obawom, jakie żywiliśmy, na Kubie da się całkiem przyzwoicie i tanio zjeść. Dieta Mimów na wyspie bazowała na owocach, orzeszkach, ryżu z fasolą, rybie, krewetkach, bułce i jajku.

Kolację Wigilijną, którą nam zaproponowano w naszej casa particular (B&B La rosa de Isabel, zarezerwowana zawczasu przez Airbnb - bez luksusów, jak w innych miejscach na Kubie, ale tania i ze świetnym rodzinnym klimatem), zjedliśmy z przyjemnością. Jednakże po jedzeniu z nabytą nieufnością zapytaliśmy, ile należy za nią zapłacić. I ku naszemu zaskoczeniu okazało się, że gospodarze nas zaprosili, że mieli dużo przygotowane dla rodziny, i że nie chcą od nas zapłaty. Nic, no chyba że przed wylotem coś nam zostanie pieniędzy... Było to... hmm... nietypowe dość podejście do sprawy, bo niewielu spotkaliśmy na naszej drodze Kubańczyków, którzy chcieli się czymś podzielić, albo po prostu nic od nas nie chcieli. Bywały jednak wyjątki.

Tak było w przypadku ludzi, którzy pomagali nam rozeznać się w lokalnym transporcie i dosłownie prowadzili nas niekiedy "za rączkę". Niektórzy Kubańczycy mieli ochotę tylko z nami pogadać, dowiedzieć się skąd jesteśmy, jak żyjemy i pochwalić się, że byli kiedyś w Polsce czy w Niemczech... Tak było z Panem napotkanym w hawańskim parku, który podzielił się z nami rumem z plastikowej butelki...

Te właśnie wyjątki osładzają obraz przeciętnego mieszkańca Kuby, z którym ma do czynienia turysta, i który zwykle tego turystę chce oszukać, np. nie wydając mu reszty, czy podając śmiesznie wysoką cenę za produkty normalnie kosztujące grosze.

Sama Hawana nas pozytywnie zaskoczyła. Mimo, że zniszczona, zaniedbana i pełna śmieci nadal zachwyca architekturą. I łatwo można się przenieść w wyobraźni do czasów jej świetności, do czasów sprzed rewolucji. Miejsca pełnego pieniędzy, splendoru i rozrywki. Jednego z piękniejszych miast ówczesnego świata.

To właśnie tu i teraz najbardziej uderza bieda wielu Kubańczyków oraz to, że sporo z nich już tak biednych nie jest. I wydaje nam się, że z kapitalizmem (prędzej czy później na wyspie będzie), społeczeństwo znowu się podzieli na tych, co nie mają nic i na tych, co mają bardzo dużo. Przestanie wtedy być tak bezpiecznie na Kubie...

Odpuściliśmy sobie sztandarową atrakcję stolicy w postaci Muzeum Rewolucji. Popytaliśmy ludzi i okazało się, że cena (8 CUC) jest nieadekwatna do tego, co oferuje wnętrze. Postanowiliśmy generalnie napawać się atmosferą miasta i w nie wsiąknąć.

Po Hawanie po prostu i dosłownie szwendaliśmy się kilka dni i spacerując, podglądaliśmy jak żyją ludzie. 

W centrum Hawany znajduje się wiele galerii sztuki
Sesja zdjęciowa na piętnaste urodziny. Popularna w Latynoameryce quinzeañera, 
często urządzana jest z taką pompą jak polskie wesele
Pisanie na kolanie


Oczywiście podziwialiśmy też stare samochody...





Tu mieszkaliśmy w Hawanie

 
Copyright 2014-2020 by mal_chiste. All rights reserved.