sobota, 1 grudnia 2018

W paszcze dysydentów z FARC-u, czyli jak Mimy zakochały się w regionie Guaviare

Quito - stolica Ekwadoru. Mimy jadą metrobusem do centrum. Uważne, bo Quito i jego komunikacja miejska po zapadnięciu zmroku, mają złą sławę. W pewnym momencie chłopak, taki góra 20-letni, zaczepia jednego z nich. Zawiązuje się rozmowa, nieco z początku gaszona przez nieufnego Mima. Młody jednak nie daje za wygraną i swym entuzjazmem karmi wzajemną komunikację. Pyta o podróże Mimów. Sam mówi, że nie jest z Ekwadoru, ale przyjechał tu z sąsiedniej Kolumbii. "Aaa! To stąd taki otwarty i rozmowny" - pomyślał Mim. Na pytanie, co robi w Quito odpowiedział: "Byłem w FARC*. Wcielono mnie jak byłem mały" - ciągnie chłopak - "Nie było dla mnie miejsca w Kolumbii**, więc pojechałem do sąsiadów zacząć od nowa. Dobrze, że nastał pokój... "- po chwili ciszy zaczął - "Wiesz czym różni się FARC od wojska (rządowego - przyp aut.)? W wojsku za błąd czeka cię nagana i kara, w partyzantce - śmierć!"

Metrobus zatrzymał się na ostatnim przystanku. Wszyscy zaczęli wysiadać. Chłopak z wielkim uśmiechem pożegnał się i poszedł swoją drogą, zostawiając lekko zawstydzonego Mima, który tak źle i z góry ocenił chłopaka, spodziewając się jakiejś próby kradzieży lub nachalnego naciągania.

Mieszkaniec Guaviare
Kakaowce napotkane na spacerze
Mim wcina słodki miąższ owocu kakaowca - podarunku od właściciela plantacji

Słowa młodego Kolumbijczyka o FARC były jednoznacznie negatywne. Wynikały z jego bardzo osobistych doświadczeń. Prawda jest jednak taka, że żadna ze stron w tym wieloletnim konflikcie nie była święta. Obecnie, dla przeciętnego Europejczyka, partyzantka kolumbijska, to wcielone zło, bandziory, porywacze i mafia narkotykowa. Takie skojarzenie jest dużym uproszczeniem. Wiele niezależnych od siebie, zbrojnych ruchów oporu pojawiających się w latach 60-tych było przede wszystkim formą samoobrony. Powstanie FARC to pokłosie długoletnich, wcześniejszych wojen i konfliktów, których największymi ofiarami, jak to najczęściej bywa, był gros mieszkańców Kolumbii: ludzie biedni, chłopi i indigenas.

Nie bez znaczenia były rewolucyjne nastroje w ówczesnej Ameryce Płd. Szerząca się ideologia komunistyczna dawała nadzieję na nowy porządek. Koniec wyzysku większości przez mniejszość, wspieraną przez Wielkiego Brata z północy, który miał sporo swoich interesów w Kolumbii i w całym zresztą regionie. Owej mniejszości u władzy oczywiście bardzo zależało na utrzymaniu status quo. Od tego momentu, przez ostanie 50 lat, Kolumbią targała wojna, najgorsza z możliwych, bo wojna domowa, bratobójcza. Tak długoletni konflikt wypaczył początkowy cel. Partyzantka nie tylko odwróciła się od zwykłego człowieka, ale i stała się jego wrogiem. Nic więc dziwnego, że w 2016 roku Kolumbijczycy odrzucili w referendum porozumienie pokojowe, w ramach którego rebelianci mogli uniknąć kary za swoje zbrodnie. Kilka miesięcy po referendum i tak doszło do podpisania traktatu pokojowego i rozpoczęciu demobilizacji. Zauważono więcej pozytywów dla kraju w zakończeniu wyniszczającej wojny, niż w dalszym rozdrapywaniu ran.

Część partyzantów jednak nie przystała na złożenie broni. Wyobraźcie sobie ludzi, którzy nie znają innego życia niż życie rebelianta, w lesie, w ukryciu. Ludzi mających władzę opartą na przemocy, dzięki której mają pieniądze. Wyobraźcie sobie też ludzi, którzy uwierzyli w sens takiego życia, w walkę. I teraz wyobraźcie sobie, że mieliby to zdradzić i zaprzepaścić. Część z nich pozostała więc ze swoimi karabinami w odległych i niedostępnych terenach kraju, tworząc bandy zajmujące się głownie intratnym przemysłem narkotykowym.

Wzmiankowanie o FARC w  Kolumbijczykach ciągle jeszcze wywołuje emocje, strach. Do świeżo zawartego pokoju podchodzą z nieufnością. Przekonały się o tym Mimy na własnej skórze, gdy zrodził się w ich głowach pomysł odwiedzenia pięknego, ale potencjalnie niebezpiecznego regionu Guaviare. Jeszcze parę lat temu miało tam być siedlisko rebeliantów, ale wszystko wskazywało, że już ich nie ma. Nie będąc w stu procentach pewnymi tego ostatniego, zasięgały opinii napotkanych przez nich lokalsów. Najczęściej padała zdecydowana odpowiedź, by tam nie jechać, bo to cuna*** FARC-u! Czasem Mimy słyszały, że niby już zagrożenia nie ma, ale po co ryzykować... Pojedyncze głosy mówiły, że to bardzo fajny pomysł. No cóż... wszystkie te stanowiska spowodowały zamęt w mimowych umysłach. Owszem, gdy sprawdzały lokalne informacje, właściwie co miesiąc wybuchało coś w stolicy regionu San Jose del Guaviare. Z drugiej strony dysydenci mieli skupiać się jedynie na atakach na służby mundurowe. Cywil mógł dostać niechcący rykoszetem.

Tranquilandia; tranquilo oznacza spokojny. Spokojna kraina
Rzeka swój zawrotnie czerwony kolor zawdzięcza kwitnącym algom Macarenia clavígera
Tranquilandia to łatwiej dostępna alternatywa dla słynnego Caño Cristales

Jakkolwiek niełatwa to była decyzja, pozytywne doświadczenia zachęcały, a żyłka eksploratorska pchała Mimy by jednak tam pojechać. Szalę na "tak" przechylił fakt, że znalazły tam couchsurfing. By nie kusić losu na miejsce dojechały publicznym środkiem transportu, a nie, jak było w ich zwyczaju - autostopem. Take środki bezpieczeństwa okazały się później całkowicie zbędne.

Zdecydowanie nie żałowały Mimy swojej decyzji. Ciepło przejęte przez Cristiana z couchsurfingu, poczuły się zrelaksowanie i bezpieczne. I tak też pozostało do końca pobytu. Dzięki gospodarzowi odwiedziły kilka wspaniałych miejsc. Szwendały się po okolicy samopas, zupełnie nie czując żadnego zagrożenia.

Lokalni, okazali się nieprawdopodobnie sympatyczni. Mimy szybko znalazły się w kręgu "swoich", dzięki wielu przyjaciołom Cristiana. Ich spontaniczne i otwarte nastawienie wręcz rozbrajało. Nie było dla nich problemem zorganizowanie z dnia na dzień wypadu w trudno dostępne okoliczne tereny. Kilka telefonów, trochę kombinacji i już gotowe były pożyczone motory wraz z kierowcami, a nawet kaski... I to wszystko bezinteresownie. Ot, tak by pokazać bogactwo i piękno swojej ziemi i by wspólnie spędzić czas. Wspaniałe chwile, po których zostały Mimom ciepłe i błogie wspomnienia!

W żądnym momencie nie było czuć, że gdzieś w okolicy jacyś bandyci, że FARC, że bomby. Choć potwierdziły się informacje, że jeżeli dzieje się coś złego, to skierowane jest to w policję lub wojsko. Innych działań partyzantki tam już faktycznie nie ma.

Raz tylko, gdy wyszły Mimy na dłuższą przechadzkę daleko poza granice San Jose, napotkały sześcioosobową grupę zbrojnych. Byli to żołnierze i policjanci na patrolu, którzy serdecznie zagadnęli je o ich podróże i zrobili sobie z nimi zdjęcie. Wtedy trochę to Mimy zdziwiło. Jednak jeszcze co najmniej trzy razy w Kolumbii, miały podobne, bardzo miłe spotkania ze stróżami porządku - zawsze z sesją zdjęciową. Mimy pewnie figurują teraz w jakiś folderach firmując opiekę jaką miejscowa policja roztacza nad turystami;) W każdym razie w Guaviare niewielu było zagranicznych turystów, więc czasami Mimy same stawały się atrakcją.

Słuchajcie! Guaviare warte jest odwiedzenia! Ma duży potencjał turystyczny. Tym bardziej, że łatwo się tam dostać z Bogoty. W okolicy możecie znaleźć mniejszą wersję Caño Cristales, ale i inne charakterystyczne rzeki zachęcające do kąpieli, szereg miejsc z rysunkami naskalnymi (np. Cerro Azul, Nuevo Tolima, El Raudal del Guayabero), ciekawe formacje skalne (np. Los Tuneles de Piedra, La ciudad de Piedra), las tropikalny, a przede wszystkim wspaniałych ludzi.

Oczywiście, zawsze pamiętajcie, by sprawdzić aktualną sytuacje przed udaniem się do konkretnego regionu Kolumbii - dodaje ten wiecznie nieufny Mim... może czasami za bardzo nieufny...

Rysunki naskalne w Nueva Tolima
Malowidła mogą mieć nawet 20 000 lat
Czy ktoś widzi tutaj kapibara?

*Fuerzas Armadas Revolutionarias de Colombia - Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbi, której pierwszym i wieloletnim dowódcą był Manuel Marulanda "Tirofijo" (tak na prawdę: Pedro Antonio Marin)
**rozmowa z młodzieńcem w Quito toczyła się nie cały rok po podpisaniu rozejmu między rządem Kolumbi a FARC w Hawanie w 2016 r.
*** cuna - kołyska, kolebka; tak na prawdę, to Guaviare nie było miejscem zrodzenia się partyzantki Marulandy, miało to miejsce na południu regionu Tolima

Copyright 2014-2020 by mal_chiste. All rights reserved.