poniedziałek, 10 grudnia 2018

Impresje wulkaniczne cz. 2

Intensywna zieleń wnętrza krateru w kształcie półksiężyca, magicznie przykuwa wzrok. Jezioro wypełniające wulkan Azufral (4070 m.n.p.m.), zwane Laguna Verde (Zielona Laguna), kontrastuje z pożółkłym andyjskim paramo*.

Trudno się oprzeć pokusie zejścia na brzeg. Można przyglądnąć się tej zieloności z bliska. Woda podgrzewana przez trzewia ziemi, bulgoce gdzieniegdzie i paruje. Im bliżej laguny, tym intensywniejszy staje się zapach siarki. Ten zapach dławi, nie pozwala oddychać. Malownicza biała plaża, zawdzięczająca swój kolor westchnieniom aktywnego wulkanu, jest paradoksalnie wyjątkowo niegościnna. Ten nieprzyjazny wszelkim istotom żywym klimat miejsca, zachwyca jednocześnie swoim pejzażem.

Laguna Verde. Wulkan Azufral

Tak żegnała nas Kolumbia i był to zaczątek tego, co czeka nas w krainie wulkanów. Nawet na stopa tego dnia złapaliśmy parę znawców tematu:)


★★★


Ledwo wjechaliśmy do Ekwadoru, nasze stopy już dreptały w kierunku kolejnego aktywnego wulkanu - Chiles (4723 m.n.p.m.), który znajduje się na granicy z Kolumbią. Polecili go nam wspomniani kolumbijscy wulkanolodzy, których dwa dni wcześniej napotkaliśmy na Azufral.

- Nawet jeżeli pogoda wam nie dopisze i szczyt nie pozwoli się zdobyć, to warto tam się udać i zobaczyć zjawiskowy krajobraz leżący u stóp góry! - tak nam rzekli.

Zanim słońce dobrze wychyliło się nad linię horyzontu, my już byliśmy w drodze. Mieliśmy szczęście. Dzień zapowiadał się bezchmurnie, więc mimo zimna, nie zwlekaliśmy. Gdy zobaczyliśmy wulkan, od razu spostrzegliśmy, że w nocy na szczycie spadł śnieg. Góra kusiła nas swoją masywną sylwetką, wybijającą się na tle niebieskiego nieba.

Los był dla nas łaskawy i szybko udało nam się dostać do jej podnóża. Sceneria dookoła zaskoczyła nas niezmiernie! Wiedzieliśmy mniej więcej, o co chodziło wulkanologom, ale rzeczywistość przerosła nasze wyobrażenia. Przed nami, wokół nas, gdzie tylko okiem sięgnąć otaczały nas frailejones**, które totalnie zdominowały krajobraz paramo dookoła Chiles. Znaleźliśmy się na bezkresnym polu tej unikatowej rośliny. Ukoronowane kosmatymi liśćmi, nieruchome wśród pożółkłych traw wyżyny, frailejones niczym wielowiekowy las, regulują kruchą równowagę, tego andyjskiego ekosystemu. Taka ich ilość zupełnie nas oszołomiła. Dla porównania, przy Lagunie Verde w Kolumbii, widzieliśmy tylko jeden okaz. Ale tam paramo, odczuło fatalne skutki działalności człowieka.

Wulkan Chiles
Wulkan Cayambe (5790 m.n.p.m.) - widok z Chiles


Jeśli chodzi o sam wulkan Chiles, to już od początku trwania podejścia chciał nas strącić ze swych grani. Mimo pozornie pięknej pogody, wiatr dął niemiłosiernie. Niełatwo było piąć się w górę, gdy silny żywioł miotał nas po stromym i miałkim zboczu. Coraz częściej pojawiały się znikąd, mknące na oślep chmury. Zasłaniały one słońce, potęgowały odczucie zimna i znacznie psuły widoczność. We mgle, smagani lodowatym wiatrem, szukaliśmy co jakiś czas schronienia, by złapać oddech i odrobinę ciepła przed kolejnym etapem wspinaczki.

W końcu zatrzymała nas, wyglądająca na niestabilną, prowadząca na grań, ściana. Nie mieliśmy kasków... Będąc na wyciągnięcie ręki od szczytu, zrezygnowaliśmy. Wiało zbyt mocno... Na grani wiałoby jeszcze bardziej. Bez perspektyw na schronienie, istniało spore ryzyko, że zostaniemy z niej zdmuchnięci. Jedno z nas już tego doświadczyło w Patagonii i nie rwało się do powtórki. Szybki bilans "za" i "przeciw" skierował nas w dół. Mimo tej zdroworozsądkowej decyzji, czuliśmy się rozczarowani. Byliśmy bardzo bardzo blisko wierzchołka krateru.

Nie smuciliśmy się jednak długo. Nie ma bowiem tego, co by na dobre nie wyszło. W drodze powrotnej mogliśmy nacieszyć się wielbłądami paramo, jak nazywane są frailejones. Mogliśmy beztrosko hasać między nimi, odkrywać ich piękno, pieścić ich puszystość. Aż ma się czasem wrażenie, że pod wpływem lekkiego głaskania, zaraz zaczną mruczeć. Trudno może to pojąć, ale te rośliny wzbudziły w nas ogromną sympatię. Stojąc wśród niepozornych, delikatnych frailejones, trudno nam było uwierzyć, że mają one tyle lat, ile wysokości! Wiele dorównywało nam wzrostem. Wydaje się rówieśnik, a ma na około 180 lat. Rok w rok przybywa mu 1 cm. A większość z nich było dużo wyższych od nas.

Frailejones

Wędrówka po paramo zmroziła nieco nasze członki. Była długa. Przez wielogodzinny marsz ze zmęczenia bolały nas nogi. Zupełnie nie wiedząc, czy zdążymy, zboczyliśmy z naszej drogi. Do gorących źródeł wypływających z wnętrza Chiles dotarliśmy tuż przed zamknięciem. Empatyczni pracownicy podarowali nam ponad kwadrans błogości i jeszcze podwieźli kilka kilometrów do miasteczka.


★★★

W Ekwadorze, gdzie nie popatrzysz, tam wulkan. Aura panująca podczas naszego pobytu nie sprzyjała zbytnio ani podziwianiu, ani tym bardziej eksploracji tych najwyższych. Zwykle chowały się przed nami w chmurach. A my nie mieliśmy ochoty błądzić we mgle. Czasami jednak pogoda potrafiła pozytywnie zaskoczyć...

Laguna Mojanda cieszyła nasze oczy ze szczytu Fuya Fuya (4263 m.n.p.m.), który jest fragmentem starego, nieaktywnego krateru. Sama laguna leży na jego dnie i skrzyła się dla nas pięknie w słońcu, w otoczeniu długich, płowych traw. Jest popularna, ale nie aż tak. Oczarowani krajobrazem i nieco zmęczeni wspinaczką zostaliśmy tam na noc. Mieliśmy nikłą nadzieję, że następny dzień będzie pogodny i uda nam się obejść taflę jeziora.

Laguna Mojanda
Fuya Fuya i Laguna Mojanda

Poranek przywitał nas deszczem. Wydaje Wam się, że trochę deszczu, to nie dramat. Spójrzcie jednak parę linijek wyżej i pomyślcie na jakiej wysokości się obudziliśmy. Tak wysoko, nawet na równiku upałów nie ma. Brrr... Pomijając fakt, że deszcz oznacza tylko, że chodzi się w chmurze i nic, albo prawie nic, nie widać.

Laguna Mojanda nie była jednak ostatnim, wypełnionym wodą kraterem na naszej drodze w Ekwadorze. Wkrótce zobaczyliśmy coś naprawdę spektakularnego.

Wyobraźcie sobie idealny stożek ogromnego wulkanu, który nagle zapada się w połowie wysokości jego najbardziej stromego zbocza, tworząc krater. Można go obejść dookoła, podążając wzdłuż jego krawędzi, miejscami dość wąskich. W środku krateru - jezioro, które mieni się odcieniami błękitu w promieniach ostrego andyjskiego słońca.

Quilotoa (3914 m.n.p.m) jest na tyle fascynującym miejscem, że byliśmy tam dwukrotnie. Trochę z przypadku, bo laguna była nam po drodze na i z wybrzeża. A trochę dlatego, że za pierwszym razem słońce nie dopisało i woda w kraterze była bardziej bura niż niebieska.

Laguna Quilotoa w pochmurny dzień

Spanie z widokiem, jak poniżej, rekompensowało nam wszelkie niewygody, no i chłód, mocno spotęgowany tym, że dzień wcześniej obficie ociekaliśmy potem nad oceanem. Quilotoa, podobnie, jak Mojanda na nizinach nie leży...

Laguna Quilotoa w słońcu


*paramo - górski, specyficzny ekosystem wyżyn andyjskich, powyżej linii lasu a poniżej linii wiecznego śniegu, występujący w strefie międzyzwrotnikowej (między 3000 a 4000 m.n.p.m). Występuje głównie w Kolumbii, ale też w Wenezueli, Ekwadorze i Peru. Oryginalność tego środowiska polega na tym, że zachowuje się jak swoista gąbka. Czyt. frailejones. W okresach bez deszczu, paramo zasila niżej położone tereny w wodę pitną. To bardzo wrażliwy ekosystem, który łatwo zaburzyć.

** frailejones - inaczej espeletia, to rdzenna roślina andyjskiego paramo, która ma istotne znaczenie dla tego ekosystemu. Zapobiega erozji gleby oraz ma kluczowe znaczenie dla regulacji cyklu hydrologicznego, absorbując i konserwując wodę z deszczu i częstych na paramo mgieł. Z tej przyczyn zwie się ją także Wielbłądem paramo.
Roślina posiada jeden masywny pień, z grubymi i włochatymi liśćmi, które ułożone są w spiralne kręgi wokół pnia, tworzą na szczycie łodygi rozetę, wzbogaconą kwiatami. Martwe liście nie opadają, tylko przylegają ściśle do pnia, pełniąc funkcje ochronną przed surowymi warunkami panującym wysoko w Andach (zimno, niedobór wody, wysokie promieniowanie UV).
Frailejones rosną tylko 1 centymetr na rok, a potrafią osiągnąć wysokość do 6 metrów, podobno zdarzają się okazy do 8 metrów. Łatwo sobie policzyć ile mają lat. Nie bez przyczyny nazywane są zatem Dziadkami paramo.
Copyright 2014-2020 by mal_chiste. All rights reserved.