Im bardziej zapuszczaliśmy się w głąb Kolumbii, tym bardziej wciągało nas autostopowanie. Blond-biali, obcokrajowcy - kierowcy na pierwszy rzut oka widzieli, że nie jesteśmy stąd. No cóż... Wzbudzaliśmy zaufanie i dlatego samochody stawały dla nas. Nasi dobroczyńcy często przyznawali, że swojemu rodakowi nie zatrzymaliby się za nic w świecie. Nie powinno to dziwić w kraju doświadczonym wieloletnią, bratobójczą wojną, w którym biznes narkotykowy kwitnie w najlepsze, a bieda i brak perspektyw prowokuje pospolite przestępstwa.
Mimo nieciekawej historii i niepewnej rzeczywistości, w której przyszło im żyć, Kolumbijczycy to, obok Meksykanów, najbardziej otwarty i przyjazny naród, z którym mieliśmy do czynienia. Oczywiście to generalizacja, ale takie mieliśmy wrażenie. Gościnność kolumbijska kilkakrotnie nas zaskoczyła.
 |
Prażone Hormigas culones, czyli mrówki dupki:-) |