wtorek, 9 grudnia 2014

Otoczeni przez wulkany

Na początku miał być tydzień, ale zatrzymaliśmy się w cieniu wulkanów na trochę dłużej niż wstępnie planowaliśmy. Nie tylko natura wywarła tu bowiem na nas wrażenie, ale i rdzenna kultura Indian Mapuche, dla których Araucania, bo tak nazywa się region, w którym obecnie przebywamy, to ziemia przodków.

Mieszkamy, jemy i pracujemy z rodziną, w której głową jest Juan - Mapuche, a szyją - Rosario, określająca siebie, jako “uciekinierka z Santiago”. Akurat temu się nie dziwimy:) Rodzina jest lekko eko-zakręcona i bardzo sympatyczna.

Tam na zdjęciu, w lewym dolnym rogu, nasz zabrany z Polski domek o wdzięcznej, jakże pasującej do Chile nazwie, firmy - Domeyko.


Tę sporą przestrzeń trawiastą dzielimy z najśmieszniejszym stworzeniem na ziemi.


Nasz pupilek

Baranek jest młodzikiem. Jego mama należy do wuja Juana, a zarazem najbliższego sąsiada, który ma spore stado owiec. Gdy wujek zauważył, że mama owca jest w ciąży, a u niego trawy mało, bo stadko już wyjadło, oddał ją na wykarmienie do naszych gospodarzy. I tak mały baranek od urodzenia wychowuje się z dwójką psów, dwójką kotów, dwójką Polakow… Jest już całkiem oswojony. Można do woli głaskać jego sweter, chętnie bawi się z mniej skorymi do zabawy z nim psami i kotami z podwórka. A skacze na czterech kopytkach jednocześnie, niczym jak z kreskówki… bo tak mu szybciej i wygodniej… przekomiczny widok! Jest pocieszny ten nasz baranek.

My się tu nie przepracowujemy, albowiem nasi gospodarze mało są zorganizowani i nie wykorzystują potencjału, jaki reprezentujemy... hehe. Oni też się nie przepracowywują. Generalnie Juana ciągle nie ma, gdyż zajęty jest ożywianiem kultury Mapuche, która właśnie ma swój czas odrodzenia. Rosario ciągle uczestniczy w jakiś warsztatach lub spotkaniach w newageowskim stylu. W ogóle tutaj wśród wulkanów jest mekka dla wszelakich freaków, New Agę, eko itp. Duże pole do popisu dla wszelkiej maści socjologów, kulturoznawców i, oczywiście, religioznawców:) Powiedziano nam, że jako, że Chilijczycy odcinają się od własnych rdzennych korzeni - większość rzeczywiście je neguje - szukają innych tożsamości, gmerają w tradycjach importowanych.

Wyjątkami są ludzie ziemi - Mapuche - plemię, które najdłużej opierało się białym w całej Ameryce. Hiszpańscy konkwiskadorzy dali za wygraną, pokonało ich dopiero podstępem i siłą nowe społeczeństwo chilijskie, naród metysów.

Obecnie ruch Mapuche jest dość silny, całkiem zróżnicowany, często nacjonalistyczny, a według władz Chile - bywa terrorystyczny. Trwa tu pewien rodzaj wojny - wojny przede wszystkim o utraconą na rzecz potentatów przemysłu drzewnego ziemię, ale również wojny o tożsamość i możliwość życia po swojemu, w zgodzie z tradycją. Podobno płoną ciężarówki, giną ludzie... nie wiemy na ile to propaganda, a na ile niektórzy Mapuche są zdeterminowani.

Poniższe video "Dlaczego nazywamy siebie Mapuche" stworzone zostało m.in przez rodzinę Juana.



Mapuche choć mogą być katolikami, protestantami, ateistami, a nawet świadkami Jehowy łączy przywiązanie do ziemi. Jak już wspomnieliśmy przeżywają teraz swoiste odrodzenie. Młodzi uczą się na nowo języka mapudungun, muzyki, uczestniczą w ceremoniach, uczą się po prostu swojej tradycji, trochę zagubionej w przeciągu ostatnich paru pokoleń. 

Jednak w niektórych miejscach tradycja jest ciągle żywa.

Pewnego dnia Juan zabrał nas w Kordyrierę na spotkanie z kierownikiem jednej ze społeczności Mapuche w okolicach wioski Icalma, tuż przy granicy z Argentyną. Tam, nie tak dawno temu, wybudowano drogę i społeczność Mapuche jest niemal stuprocentowa. Nie stanowią mniejszości na ziemiach swoich przodków, jak w pełnym gringo, kolonistów, uciekinierów z Santiago i innych białasów regionie Villarrica czy mega turystycznego miasta Pucon.

Sama Icalma, spotkanie z Don Bernardino ukazało nam po raz pierwszy klarownie rzeczywistość Mapuche, ich sposób bycia, cele. Było to szalenie interesujące doświadczenie. Na szczęście nikt się nie przejmował tym, że wyglądamy na gringo i jesteśmy turystami. A nawet zostaliśmy wtajemniczeni w produkcję drewnianych cegieł, którą Don Bernardinio chwali się tylko przed innymi peni, czyli braćmi Mapuche.

Po drodze do Icalmy po raz piewszy zobaczyliśmy endemiczne drzewo, o nazwie araucaria, a właściwie całe lasy składające się z tych niesamowitych roślin. Araucaria uważana jest za jeden z najstarszych na ziemi gatunków drzew, poza tym to święte drzewo Mapuche. Dostaliśmy nasiona, może uda się je przenieść na grunt Polski?

Araucaria
W drodze do Icalmy
Icalma

Innego dnia zrobiliśmy trekking dookoła wulkanu Villarrica. Na sam wulkan nie weszliśmy, gdyż trzeba to robić przez agencję turystyczną - jak dla nas za drogo. W tym roku już na jednym wulkanie byliśmy i nawdychaliśmy się siarki na cały rok następny;)

Wulkan Villarrica uważany jest za jeden z najaktywniejszych w całej Ameryce Łacińskiej, ale od dwudziestu paru lat milczy, choć para bucha z niego cały czas.

My sobie pod nim spaliśmy i nic nam nie zrobił. Trasa przebiegała przez lodowiec i zalegający jeszcze śnieg, a że było słonecznie, więc mimo stosowania kremów z filtrem, nabraliśmy kolorów. Z góry widać było jeszcze jakieś siedem wulkanów. Te szczyty, co są ośnieżone na zdjęciach, to właśnie wulkany. Niestety po jednym dniu, bateria w telefonie się wyczerpała, więc podzielimy się zdjęciami jedynie z dnia pierwszego.

Wulkan Villarrica






Copyright 2014-2020 by mal_chiste. All rights reserved.