poniedziałek, 30 października 2017

Dzieląc bąbelki - podwodna odyseja Mimów

Pewnego dnia jeden Mim powiedział do drugiego: "A może tak nauczyć się nurkować? Zrobić kurs nurka i w ten sposób zyskać dostęp do cudów podwodnego świata. A kto wie, może i w przyszłości zająć się tym profesjonalnie?" Drugi Mim pomyślał o nowym świecie do eksplorowania: "Czemu nie?" odrzekł podekscytowany.


Mimy przeszły podwodną inicjację na Kubie (śmiało można tam nurkować bez papierów...) i nurkowanie bardzo im się spodobało. Podróż po Ameryce Centralnej była już głównie motywowana jednym celem - karaibską wyspą Utila - znanej z tego, że można tam zdobyć jedne z najtańszych na świecie certyfikaty nurkowe. Mimy zrobiły dwa: podstawowy i zaawansowany.

To właściwie w Hondurasie na Utila rozpoczęła się podwodna odyseja Mimów.

Przez ponad tydzień czas spędzały na łodzi i pod wodą z przerwami na sen i przyswajanie teorii. Wspólnie przez ten czas dzieliły bąbelki z argentyńskim instruktorem o imieniu Nico, który sporo wymagał, wpoił Mimom podstawowe zasady bezpiecznego nurkowania i sprawił, że poczuły się w miarę swobodnie pod wodą.

Niełatwo było znaleźć na Utila kurs PADI po hiszpańsku w pasującym Mimom terminie (czyli z dnia na dzień:) Szkoły, nastawione głównie na obcokrajowców, oferują przede wszystkim szkolenia po angielsku. Takie ruszają codziennie. Mimy już od dłuższego czasu posługiwały się językiem Cervantesa i bardziej odpowiadało im pozostanie w jego kontekście. Wymagało to trochę wysiłku i łażenia, ale w końcu udało się znaleźć pasującą im szkołę (Utila Water Sports). To, że nie było innych chętnych na kurs hiszpańskojęzyczny sprawiło, że Mimy miały instruktora tylko dla siebie.  Z Nico szybko znalazły wspólną płaszczyznę porozumienia, co niewątpliwie umilało atmosferę podczas wspólnych chwil nad- i podwodnych.

Każdy dzień na wyspie wiązał się z czymś nowym. Każde nurkowanie wciągało Mimy coraz bardziej i głębiej w otchłanie fascynującego królestwa Posejdona. Już podczas pierwszego nurkowania na otwartych wodach zobaczyły płaszczkę cętkowaną, żółwia morskiego, barakudy i sporą zieloną morenę. Szczęśliwie dla Mimów były to spore okazy, gdyż swoimi wadliwymi oczami trudno im dojrzeć mikro-stworzonka morskie, których pełno było dookoła i które potrafią być mistrzami kamuflażu. To, że pod wodą nie widzą wszystkiego i czasem niezbyt wyraźnie nie zniechęcało ich jednak, bo koralowy świat Utili zamieszkany przez kolorowe rybki i tak uwiódł świeżych nurków. Na tyle ich oczarował, że Mimy po ukończeniu podstawowego kursu PADI na otwarte wody od razu rozpoczęły zaawansowaną naukę, która pozwala na nurkowanie do 30 metrów. Co jest wystarczające do optymalnego eksplorowania akwatycznych zakamarków.


Szczęście Mimom sprzyjało, bo miały również dwukrotną możliwość zażywania wspólnej kąpieli ze stadem przyjacielskich delfinów. W przerwach miedzy nurkami, gdy tylko kapitan zoczył delfiny (lub dostał cynk od innego zaprzyjaźnionego wilka morskiego), podpływał do nich i wszyscy z łodzi siup! do wody, by tańczyć z popiskującymi, czyli echolokujacymi ssakami. Mimo ich szybkości, można było podziwiać je niemal na wyciągnięcie reki. Interakcja nie była bardzo długa, ale każde spotkanie z tymi lśniącymi czystością morza stworzeniami pozostawiało Mimom radośnie pulsujące serca. "Ciekawe, co sobie tam komunikowały popiskując?" - myślały Mimy. Pewne coś na zasadzie: "O patrzcie znowu te śmieszne nurko-świeżaki dziwnie ubrane, co ryby udają! Haha... Dobra zrobimy im kilka piruetów, pokonfudujmy ich i spadamy stad!".... Ciekawe... może tak własnie myślały?...

Wraz ze zdobywaniem nowych doświadczeń i stopni zaawansowania Mimy zagłębiały się w realia nienaturalnego dla nich świata. Zaznały zjawiska zanikania kolorów wraz ze wzrostem głębokości, co spowodowane jest, jakby ktoś nie wiedział, coraz mniejszą ilością światła. Widziały jak powietrze kurczy się w plastikowej butelce pod wpływem rosnącego ciśnienia i gęstości wody.

Eksplorowały wrak na maksymalnej dozwolonej im głębokości, poznając niebezpieczeństwa czyhające na przeszukiwacza zatopionych statków. I przekonały się, że w takich przypadkach trzeba znakomicie mieć opanowanie zawiśnięcie w toni i balans na określonej głębokości. Bez tego pływanie po podwodnych komnatach i pomieszczeniach jest bardzo niebezpieczne.

Gdy Mimy nurkowały w stronę wraku, po raz pierwszy zaznały oceanicznego zagarnięcia. Opadały w dół nie widząc dna i w pewnym momencie otoczone zostały nieprzeniknionym błękitem. Jedynym punktem odniesienia była lina opustowa. Wrażenie niepowtarzalne, straszne trochę i fascynujące zarazem... wow!... czyżby blisko była ekstaza oceaniczna? stan wiecznego szczęścia? Hmm... Mimy zdaje się widziały Wielki Błękit, ale co dobre, szybko się kończy. Nagle wraz z opadaniem powoli zarysowywała się sylwetka wraku i zaraz potem dno.

W pewnym momencie odysei podwodnej Mimy postanowiły zanurkować nocą. Czego tu się spodziewać? Mimy co nieco wiedziały, ale rzeczywistość przerosła oczekiwania. Zachód słońca na łodzi. Chlup! Wolne opadanie wzdłuż ściany koralowców, za plecami jedyny punkt orientacyjny, słabo widoczny, a z przodu ciemna otchłań...brak orientacji, zawieszenie i przerażenie...którędy to?... Z Nico Mimy zrobiły eksperyment, polegający na nawigacji i orientacji i było ciężko  W totalnie nierozróżnialnym środowisku Mimy to unosiły się w górę, to w dól opadały, to gubiły kierunek... Ciekawe doznanie... nastąpiło całkowite zlanie się z bezładną zawiesiną czarnego oceanu... Na szczęście Mimy później zdały wzorowo egzamin z nawigacji i wiedzą, że wspólnie się nie zgubią!

Najbardziej jednak przerażającym doświadczeniem dla niedowidzących Mimów była niepewność przy rafie koralowej. Bały się, że z powodu swojej niezgrabności i braku oceny dokładnej odległości mogą poturbować i uszkodzić biedne, niczemu winne korale. Cóż następnym razem na nocne eskapady, to lepiej w soczewkach lub z naprawionymi oczami!

Najpiękniejszy moment podczas nocnego nurkowania, to ten po zgaszeniu latarek. Morze zaczęło wtedy świecić fluorescencyjnymi bakteriami i żyjątkami. To jaśniejące punkty uwodziły, to błyszczące spiralki przyciągały. Cudny spektakl iluminacji! I do tego w nocy, pod wodą, inne życie się zaczyna... Kalmary zaczynają swoje wędrówki, olbrzymie langusty wychodzą z ukrycia, nieśmiałe kraby i inne skorupiaki wychylają ze swych kryjówek. Co za dnia prawie lub całkiem niewidoczne, w nocy ożywa...

Na koniec swojej przygody na wyspie Utila Mimy odkryły, że pod wodą są spektakularne góry i kaniony, czyli to, co lubią bardzo, ale to bardzo. Na północnej części wyspy, rafa gwałtowniej opada na dno morza, tworząc, przy tym iście górski pejzaż! Jakże cudownie było przepływać kanionami, zawisać nad graniami i zaglądać do podmorskich grot! Mimy zauroczone, powiedziały sobie: nurkowanie tak! Podeszło! Tym bardziej, że zgrane są, a nurkowanie to sport partnerski, gdyż kiedy jednemu zabraknie bąbelków, to drugi zawsze może się nimi podzielić! 


★★★

Podczas naszej podróży mieliśmy jeszcze przyjemność zanurkować w Kolumbii i w Ekwadorze.

W kolumbijskich wodach Parku Tyrona po raz pierwszy zaznaliśmy na własnym ciele wpływu prądów morskich na przebieg nurkowania. Wody wyspy Utila są zawsze spokojne, jedynie przy wietrze występują fale, prądy już nie. 

Nurki w Ekwadorze miały zupełnie inną jakość. Po raz pierwszy nurkowaliśmy poza Karaibami, na dodatek w oceanie. Nie było tu rozbudowanej rafy koralowej, stworzenia były jakby większych gabarytów. Mieliśmy szczęście. Wokół Isla de la Plata, gdzie nurkowaliśmy, co roku pojawiają się gigantyczne płaszczki. Przypływają w to miejsce, jak do spa, oczyścić się z pasożytów, które to wyskubywane są ze skór gigantów przez mniejsze rybki. Płaszczki są przyjacielskie i ciekawskie, nie boją się nurków i do nich podpływają. Do nas też podpływały:), tak blisko, że nie dało się objąć ich wzrokiem! Są ogromne!


Copyright 2014-2020 by mal_chiste. All rights reserved.