poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Mimy toną w niebieskościach

Najpierw były Cascadas de Agua Azul (Wodospady Niebieskiej Wody) w Chiapas, których kolor dogłębnie wstrząsnął Mimami, strząsnął z nich ubranie i wrzucił je do tej nieprawdopodobnej wody.

Cascadas de Agua Azul
Mim i wodospad na Rio Xanil w Chiapas

Miejsce całkiem turystyczne (ale bez tłumów), czemu się Mimy nie dziwiły, zachęcało do dalszej eksploracji. Razem z Irvingiem ochoczo ruszyły w górę rzeki, aż natknęły się na przeszkodę. Zawada ukazała się pod postacią lokalnych przewodników,  którzy bardzo chcieli przyłączyć się do każdego turysty wybierającego się dalej. Oczywiście nie za darmo. Ludzie ci twierdzili, że na ścieżce czyha wiele niebezpieczeństw i dlatego są oni niezbędni, by od zagrożeń uchronić. Mimy i ich przyjaciel jakoś im nie uwierzyły i przekonały przewodników, by ich przepuścili. Prawiąc  o swojej niesamowitej odwadze i ostrożności, jaką zamierzają zachować, przyznały, że nie spodziewali się żadnych dodatkowych opłat i nie mają pieniędzy, a bardzo im zależy na kontynuowaniu spaceru.

Opór został ostatecznie przełamany i oczom Mimów ukazał się obraz rzeki, może mniej spektakularny niż w jej dolnym biegu, ale bardziej autentyczny. Oczywiście dalsza droga nie wiązała się z żadnymi niebezpieczeństwami. Przewodnicy chcieli po prostu zarobić. Ścieżka kończyła się po jakichś 15 minutach przed kanionem, za którym kryło się źródło rzeki. Żeby do niego dotrzeć trzeba by było odbyć wspinaczkę przez dżunglę. Mimy obute tylko w sandały poszły trochę w górę i zrezygnowały. Na pocieszenie, bez skrupułów, korzystały z orzeźwiającej wstążki niebieskości. Nie było tu prawie nikogo, prócz autochtonicznych mieszkańców żyjących w jako tako skleconych domkach i kąpiących w rzece siebie i dzieci

 Cascadas Agua Azul
Agua azul
Widok na Rio Xanil i kaskady

Potem była Laguna de los Siete Colores w Bacalar. Mimy oczy przecierały ze zdumienia zaskoczone, że jezioro może mieć takie kolory. Woda przybiera tu siedem różnych odcieni od błękitu poprzez lazur i szmaragd, aż do butelkowej zieleni. Jest niewiarygodnie przejrzysta. Laguna Bacalar to miejsce idealnie łączące piękno morza z zaletami zbiornika z wodą słodką. Wielbicielom tego pierwszego zabraknie tu szumu fal i rozległych piaszczystych plaż, snorkowanie także nie byłoby tu zbyt interesujące z uwagi na brak wybujałego podwodnego życia. Natomiast do pluskania się, pływania, czy eksploracji na kajaku bacalarskie wody są bardziej niż idealne.

Dlatego Mimy zostały tu kilka nocy. Najpierw skusiły się postawić namiot tuż nad jeziorem na terenie Casa China, która obecnie przechodzi renowacje i właściwie jeszcze nie funkcjonuje jako hostel. Kemping jednakże był możliwy i to w dobrej cenie. Mimy były jedynymi gośćmi i miały do dyspozycji kajak.

Wiosłowanie w Bacalar
Casa China. Nazwa idzie w parze z architekturą:)
Mieszkaniec Casa China. Nasz sąsiad

Z kajaku zrobiły użytek już następnego dnia po przybyciu. I całe szczęście, że nie odpłynęły jakoś bardzo daleko, bo kajak był dziurawy i zaczął nabierać wody. Mimy o swoje życie się nie obawiały, tylko o dokumenty i pieniądze, które miały ze sobą. Jeden Mim wyskoczył z kajaka i dzielnie pchał go w stronę przystani. Drugi Mim asekurował suche jeszcze rzeczy i wiosłował na ile mu sił starczało. Posuwać napełniający się wodą plastikowy kajak szło opornie, ale ostatecznie udało się szczęśliwie i bez strat dotrzeć do brzegu.

Niestety, okazało się, że wszystkie kajaki z Casa China są dziurawe, a że Mimom wiosłowanie bardzo się spodobało, nazajutrz przeniosły się do oddalonego o jakieś 10 km od miasteczka kempingu El Botadero. Tam było równie pięknie i jeszcze taniej. Doskonałe miejsce do relaksu i socjalizacji (jak ktoś pragnie) z ludźmi, którzy rzadko używają prądu, za to lubią ogniska. Mimy spędzały czas na pływaniu, wiosłowaniu, bujaniu się, drzemaniu i czytaniu książek w hamaku. Nie było im źle:)

Laguna Siedmiu Kolorów w Bacalar
Mim cieszy się wodą w Bacalar
Kamping El Botadero w Bacalar
El Botadero
Relaks na kempingu

Z Bacalaru Mimy ruszyły w stronę Majańskiej Riwiery. Łapiąc stopa zatrzymały przeogromny wóz kempingowy z szalonym emerytowanym Amerykaninem w środku i jego papużką, z którego wysiadły dopiero w okolicy Tulum. Kierowca był z Nowej Karoliny i jego akcent wywoływał w Mimach stres. Zastanawiały się, czy to faktycznie angielski i co właściwie ten życzliwy człowiek do nich mówi. W każdym razie dzielnie kiwały mu głową i potakiwały, kiedy tylko mogły...

Samo Tulum jest bardzo turystyczne i występują tam liczni przedstawiciele z gatunku gringos. Z uwagi na pierońsko wysokie opłaty na kempingach, Mimy wybrały obozowanie na plaży. Dzięki temu co rano, wychylając nos z namiotu, mogły oglądać wschód słońca nad Karaibskim Morzem. A ono wraz z napływem światła przybierało taki kolor, jaki w Polsce znaleźć można tylko w kolorowych folderach z biur turystycznych. Nie dość, że w Tulum kolor morza jest taki piękny, to jeszcze jest ono tłem dla majańskich piramid. Pocztówkowe oblicze tego miejsca przyciąga masy zwiedzających. Mas Mimy nie lubią, dlatego ewakuowały się kąpać w miejsce spokojniejsze, do Xcacel, ale o tym w następnym poście.

Plaża i ruiny w Tulum
Tulumianin
Plaża w Xcacel
Mim chroni się przed słońcem w Xcacel

Ze względu na fakt, że Mimy nie mogły zbyt łatwo uwolnić się od czaru koloru niebieskiego, szukały nowych miejsc z nim związanych. Ich uwagę przyciągnęła Isla Holbox. To miejsce bardzo ciekawe. Wyspa położona jest tam, gdzie nieco burawe wody Zatoki Meksykańskiej mieszają się z intensywnie zabarwionym Karaibskim Morzem. Taki melanż wód to nowe doświadczenie wizualne. Nie zastanawiając się długo, Mimy wzięły prom i popłynęły na wyspę. Tam wystawiły swoje ciała nie tylko na działanie promieni słonecznych i słonej wody, ale i na apetyt krwiożerczych meszek, które atakowały masowo i bezlitośnie. To tam miały Mimy bliskie spotkania z szopami (mapache - po meksykańsku), które zdolne są wywąchać jedzenie przez wiele warstw je zabezpieczających, a obecność człowieka zupełnie im nie przeszkadza.

Wyspa Holbox
Holbox to idealne miejsce do obserwacji ptaków

Wyspa Holbox jest dość turystyczna, ale tłumów tam nie ma. Są za to wspomniane meszki, komary, wścibskie szopy i bardzo wysokie ceny. Mimo to wyspa oczarowała Mimy, trzymała w objęciach i nie chciała puścić. Godzinami szwendały się po wybrzeżu podczas odpływu, brodząc po kostki w wodzie, podglądając płaszczki, budując piramidy z piasku i kontemplując bardzo niebieskie morze.

Plaża Holbox, a na niej Mim
Mim spaceruje podczas odpływu. Wystarczy przejść kilka kilometrów i ma się plażę tylko dla siebie
Odpływ
Płaszczki na Holbox
Copyright 2014-2020 by mal_chiste. All rights reserved.