W drodze do Potosi zaczęło się! Dopadły nas pierwsze dolegliwości żołądkowe. Boliwia to nie tylko inna mentalność, to również inna flora bakteryjna. Niemal wszyscy podróżnicy mają z nią na początku trochę kłopotu. Cóż... trzeba to przeżyć i przyzwyczaić żołądek. Jeden z Mimów przechorował to krótko, acz gwałtownie, drugi niestety, jako że później go trafiło, to i cierpiał też trochę dłużej.
Nie rozczulajmy się jednak, mimo słabego samopoczucia zwiedziliśmy co nieco Potosi, jedno z najwyżej położonych (prawie 4000 m n.p.m.) i swego czasu (początek XVII wieku) jedno z najbogatszych miast świata!
Spytacie, jak to możliwe, żeby miejscowość zagubiona gdzieś tam wysoko, na boliwijskim Altiplano cieszyła się tego typu famą? Otóż Potosi leży u stop pewnej góry, góry co zowie się Cerro Rico (Góra Bogata - ok. 4800 m n.p.m.) i której to nazwa nie wzięła się ot tak, z niczego - pełna jest bowiem srebra i innych metali.
Górnik z kopalni srebra w Potosi przygotowujący dynamit |
O bogactwie kryjącym się w Cerro Rico wiedzieli już Inkowie, ale to dopiero Hiszpanie zaczęli eksploatować górę na większą skalę. W 1545 roku zjechało tu wielu amatorów szybkiego wzbogacenia i założono miasto - Potosi, które w krótkim czasie przekształciło się w światową stolicę zbytku, o pięknej kolonialnej architekturze, która zachowała się do dzisiaj. Mówi się, że srebra wydobytego z Cerro Rico było tak dużo, że dałoby się skonstruować most łączący Amerykę z Europą.
Dostatek Potosi w epoce kolonialnej okupiony był niewolniczą pracą rodowitych mieszkańców Altiplano. Indian zmuszono do morderczej harówki w kopalniach srebra. Mieli do dyspozycji jedynie prymitywne narzędzia, a w perspektywie śmierć z powodu chorób, wycieńczenia, częstych wypadków w słabo zabezpieczonych podziemnych korytarzach. Gdy liczba pracowników z okolicy znacząco się zmniejszyła, sprowadzono niewolników z Afryki. Szacuje się, że w epoce kolonialnej około 15 000 ludzi zginęło podczas eksploatacji Cerro Potosi!
Niewolnicza niebezpieczna praca wzbudzała uzasadniony opór. Hiszpanie radzili sobie z nim na różne sposoby. Wszelkie bunty krwawo tłumiono. Z drugiej strony, zadziałali również psychologicznie. Wmówili mianowicie Indianom, że jeśli nie będą dobrze pracowali, śmiercią ukarze ich sam diabeł. Tak, chrześcijański diabeł z rogami! W kopalniach powstały jego statuetki, a górnicy zaczęli składać mu ofiary błagając o opiekę. Jednak liczba wypadków wcale nie malała, śmierć nadal zbierała swoje żniwo i "pracownicy" poczuli się przez Hiszpan oszukani. Diabeł jednak na tyle wpisał się w charakter kopalni, że został i ze straszaka przekształcił się w bóstwo podziemi i złóż srebra, opiekuna górników. To właśnie El Tio z kopalni Potosi. El Tio czyli po hiszpańsku "wujek". Lokalni Indianie nie potrafili poprawnie wyartykułować słowa "dios", czyli bóg, zamiast tego mówili "tios" potem połknęli gdzieś "s" i tak diabeł stal się "tio" - wujkiem...:)
El Tio i nasz przewodnik palą razem papierosa |
Inne statuetki El Tio. W kopalni, którą zwiedzaliśmy było ich łącznie 13 |
Czerwony, nieco przerażający El Tio, któremu same Mimy złożyły ofiarę z liści koki (na paszcze, łapki i penisa) |
Tradycja składania mu ofiar została do dzisiaj. Tio lubi, podobnie jak górnicy, alkohol, taki 90% i pali dużo papierosów (nawet po dwa na raz), nie wzgardzi też liśćmi koki, czy zakrwawioną lamą u progu kopalni raz w tygodniu.
Bogactwo i dobrobyt Potosi należy już do przeszłości. Pod koniec XVII wieku, intensywnie eksploatowane Cerro Rico dawało mniej srebra, miasto przeżyło epidemie tyfusu i powoli zaczęło podupadać. Zniknęli Europejczycy. Ze świetności Potosi została chyba tylko kolonialna architektura.
Dziś działa kilkanaście kopalni w obrębie góry, ale nie przynoszą już takich zysków, jak w przeszłości. Niegdyś upaństwowione, teraz eksploatowane przez górników zrzeszonych w spółdzielniach. Górnicy samodzielnie zaopatrują się w materiały potrzebne im w pracy, jak choćby dynamit, który można legalnie kupić na ulicach miasta.
Na szczęście od jakiegoś czasu istnieje prawo, które zabrania pracować pod ziemią dzieciom poniżej 15 roku życia. Wcześniej można było w kopalniach znaleźć nawet ośmiolatków przygotowujących dynamit. Nasz przewodnik po kopalni pracował w niej 8 lat, do 23 roku życia. Po tym czasie jego płuca stały się tak zapylone, że postanowił skończyć z górnictwem, by nie umrzeć na pylicę, jak jego ojciec i dziad.
W kopalni brakuje też pracujących kobiet. Podobno przynoszą pecha:) Wyjątek robi się tylko dla turystek.
Kopalnie można zwiedzać. W Potosi istnieje wiele agencji oferujących podziemną wycieczkę. O ile można nazwać to wycieczką... Zwiedza się czynne kopalnie, pełne pracujących ciężko górników, i to ich pracę się obserwuje przeciskając przez zapylone korytarze.
Przed wejściem do kopalni srebra w Potosi |
Mim w pełnym rynsztunku |
Turyści w kopalni. Można ich poznać po maseczkach |
Przed wizytą kopalnianą kupuje się prezenty dla górników: napoje dla spragnionych, kokę pomagającą przetrwać dzień pracy, alkohol, a nawet dynamit. Jest to z jednej strony miły zwyczaj, z drugiej może być traktowane po prostu jako wkupne, czy nawet haracz. Zależy to pewnie od górnika...
Generalnie wycieczka po kopalni w Potosi nie nastraja optymistycznie. Górnicy nadal pracują w pocie czoła, w bardzo prymitywnych warunkach. Normy bezpieczeństwa praktycznie nie istnieją. Nadal jest więc mnóstwo wypadków. A śmierć wisi w powietrzu, umierają górnicy na pylicę i inne choroby zawodowe. Różnica pomiędzy przeszłością a teraźniejszością jest taka, że ludzie pracują tu z własnej woli. Zarabiają więcej niż przeciętny Boliwijczyk. Ale czy znowu tak dużo więcej, aby warto było narażać swoją egzystencję?
Tym, co wybrali podziemia pozostaje tylko czarować diabła - wujka i prosić go o życie.